95 - Vivaldi
Wchodzimy do barokowej Wenecji, na początku XVIII wieku. Tu, w mieście kanałów i masek, żył jeden z najbardziej kolorowych kompozytorów w historii. Był księdzem, ale zamiast kazań pisał opery. Był nauczycielem, który stworzył z anonimowych dziewcząt najlepszą orkiestrę Europy. I miał ognistorude włosy, przez co wszyscy znali go jako… Il Prete Rosso – Rudego Księdza. Oto historia Antonia Vivaldiego i jego rewolucyjnego arcydzieła: „Czterech pór roku”.Antonio Vivaldi urodził się w 1678 roku w Wenecji. Jego historia muzyczna zaczęła się nietypowo, bo nie od arystokratycznych salonów, lecz od... cyrulika. Ojciec Antonia, Giovanni Battista Vivaldi, był pierwotnie fryzjerem, ale z czasem został zawodowym skrzypkiem, zyskując posadę w słynnej Bazylice Świętego Marka. To właśnie on był pierwszym i najważniejszym nauczycielem młodego Antonia, przekazując mu wirtuozerię gry na skrzypcach.Antonio, jako najstarszy syn, został przeznaczony do stanu duchownego i w 1703 roku przyjął święcenia kapłańskie. Mimo woli ojca, jego serce należało do muzyki. Został zwolniony z obowiązku odprawiania mszy, prawdopodobnie z powodu problemów z astmą. Choć krążyły plotki, że w trakcie nabożeństw przerywał liturgię, by biec do zakrystii i szybko zapisać pomysły, które właśnie wpadły mu do głowy!Ale prawdziwą rewolucję Vivaldi rozpoczął w weneckim sierocińcu dla dziewcząt, Ospedale della Pietà. W tym samym roku, w którym został księdzem (1703), objął tam posadę nauczyciela skrzypiec, a z czasem awansował na dyrektora muzycznego. Orkiestra tego ośrodka organizowała cotygodniowe, głośne koncerty, by zbierać fundusze na utrzymanie.Vivaldi stworzył z tych anonimowych dziewcząt zespół, który stał się znany z doskonałych interpretacji. Poziom był tak wysoki, że instytucja przyjmowała na naukę płatne uczennice z zamożnych rodzin, które chciały zapewnić swoim córkom pierwszorzędne wykształcenie muzyczne. Jedną z nich była prawdopodobnie Anna Girò. Koncerty były tak sławne, że turyści z całej Europy przybywali do Wenecji tylko po to, by ich posłuchać – dziewczęta grały za metalową kratą, co dodawało ich muzyce aury tajemniczości.Krytycy pisali, że nigdzie na świecie nie znajdzie się muzyki równie słodkiej i harmonijnej! Właśnie dla tych niezwykle utalentowanych uczennic – Vivaldi stworzył większość swoich najważniejszych dzieł instrumentalnych.Choć Vivaldi znany jest głównie jako twórca koncertów, był także płodnym kompozytorem oper, pisząc ich ponad 50. Był impresariem, podróżującym po całej Europie, by wystawiać swoje utwory – od Mantui po Pragę i Wiedeń.W jego podróżach towarzyszyła mu młoda kontralcistka, Anna Girò, która stała się jego ulubioną primadonną. Anna, młodsza od Vivaldiego o około 30 lat, była jego uczennicą i zawodową partnerką. Towarzyszyła mu również jej siostra, Paulina, pełniąca rolę opiekunki (szaperonki).Ta relacja wywołała ogromny skandal w konserwatywnej Wenecji. Jak to możliwe, że ksiądz podróżuje i mieszka pod jednym dachem z młodą śpiewaczką? Plotki były tak złośliwe, że Vivaldi musiał publicznie się tłumaczyć, zaprzeczając wszelkim romansowym insynuacjom. Stanowczo bronił cnoty Anny, pisząc do swoich mecenasów: "Przez ostatnie 14 lat La Girò i ja podróżowaliśmy razem po wielu miastach Europy i jej skromność była wszędzie podziwiana."Anna Giro wyszła za mąż dopiero po śmierci Vivaldiego.Około 1720 roku Vivaldi skomponował cykl, który na zawsze odmienił historię muzyki. To cykl czterech koncertów skrzypcowych, które są do dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów klasycznych.Koncerty te są esencją tzw. malarstwa dźwiękowego (imitazione della natura). Vivaldi jako jeden z pierwszych stworzył muzykę programową, która nie tylko wywoływała emocje, ale opowiadała historię. Podstawą jego dzieła były cztery anonimowe sonety, których fragmenty kompozytor wpisał w odpowiednie miejsca partytury. Dziś posłuchajmy tych poetyckich opisów, które Vivaldi przełożył na język dźwięków.1. Wiosna (Koncert nr 1)Zaczynamy od obietnicy, radości i gwałtownej burzy, którą ptaki szybko przeganiają:Wiosna już nadeszła i ptaki wesołoRadosną swą pieśnią wieszczą jej przybycie;Zefir łagodnym tchnieniem fale toczy wkołoPotoków, co rwą bystro, skąpane w błękicie.Błyskawice i grzmoty, które w krąg słyszycie,Wysłano, by ogłosić nowej wiosny tchnienie;Ptaszęta przerywają zimowe milczenie,Znowu śpiewem swym dzwoniąc na podniebnym szczycie.I wnet się rozchodzi nad pola i drzewaSzmer kwiatów, traw i liści w noworodnej pysze,Kózka drzemiąc na słońcu gnuśnie się wygrzewa;Wiejska kobza ją do snu łagodnie kołysze.Pasterz nimfę porywa, a w tańcu im śpiewaWiosna, zaglądając w lśniących oczu ciszę2. Lato (Koncert nr 2)Czas upałów, senności, natrętnych much i dramatycznej, gwałtownej burzy:W pełni lata, gdy słońce wysoko w zenicieLudzie i stada więdną od spiekoty.Kukułka zakuka i ptasie zalotyTurkawek i szczygłów budzą leśne życie.Zefirek powiewa, lecz wnet go wypieraBoreasz swarliwy i rusza swą drogą.Na łące pasterz nagle zdjęty trwogąPrzeczuwa wichurę i w niebo spoziera.Porzuca odpoczynek, zrywa się po chwili,Z niepokojem czeka błyskawic i grzmotów.A muchy tną natrętnie i wirują rojem.Tak, pasterz zna przyrodę, instynkt go nie myli:Już niebo błyska, piorun walić gotówI grad łamie zboże, co na polu stoi.3. Jesień (Koncert nr 3)Po burzy przychodzi czas na świętowanie zbiorów, taniec i… upojenie alkoholowe:Tańcami i śpiewem świętują wieśniacyRadość z pomyślnego na swych łanach zbioru.Wielu z nich się z Bachusem zadawszy po pracy,W sen zapada, nie bacząc na rozmach wieczoru.Porzucają zajęcia, tańczą i śpiewają,Na co rześkie powietrze skutecznie nakłania,Zaproszenia jesieni skwapliwie słuchają,Ciągnąc huczne zabawy choćby do zarania.Myśliwy, dzierżąc strzelby, wyrusza świtaniem,Trop w trop dąży, nie dając wymknąć się zwierzynie,Co umyka zaszczuta psów i rogów graniem.Nim nagonka wyruszy, zwierzyna łan minie,I choć łowczy się czasem błaźni pudłowaniem,To zmęczona ucieczką, osaczona - ginie.4. Zima (Koncert nr 4)Ostatni sonet to mróz, drżenie, zgrzytanie zębami i walka z wichrami:Przemarzłym mną miotają przenikliwe chłody,Wiatr pędzi tumany, zrywa nawałnice,Przytupując szybko przebiegam uliceZaciskam zęby, zgrzytam, tęsknię do zagrody.Gdziem przy łagodnym ogniu pędził błogie chwile,Gdy na zewnątrz ziąb trzymał, deszcz zacięty padał.Drobne kroki na lodzie kruchym lekko stawiam,Boję się ślizgawicy, nie upaść się silę.Wszystko na nic, padamy, młody czy też staryZaraz zrywa się, biegnie gnany wichrów zgrają;Wokół zdradliwe trzaski lodu wciąż słyszymy.Byle prędzej do domu. Lecz i tu przez szparySirocco i Boreasz w walce docierają,Byśmy nie zapomnieli o potędze zimySukces nie trwał wiecznie. Pod koniec życia sława Vivaldiego w Wenecji zaczęła blednąć. Po niepowodzeniu ostatniej opery w 1738 roku, kompozytor podjął ostatnią, desperacką podróż w poszukiwaniu nowego mecenasa. W 1740 roku wyjechał do Wiednia, mając nadzieję na pracę u cesarza Karola VI.Niestety, cesarz zmarł krótko po jego przybyciu, a Vivaldi został bez protektora i bez środków do życia. Zmarł w Wiedniu w 1741 roku w skrajnej nędzy, a jego twórczość została niemal całkowicie zapomniana.Jego renesans rozpoczął się dopiero w XX wieku, po odnalezieniu tzw. rękopisów turyńskich. To właśnie wtedy świat na nowo oszalał na punkcie Rudego Księdza, który stworzył – jak złośliwie komentował Igor Strawiński – „czterysta razy jeden koncert”. To jest jednak dowód nie na powtarzalność, lecz na jego niezwykłą inwencję i zmysł melodyczny w ramach jednej formy.Tym samym, dziewczęta z sierocińca i ich rudy ksiądz na zawsze pozostawili swoje imię w historii muzyki!